poniedziałek, 21 stycznia 2013

Avis- Rozdział I


Jedyne co zdołała zobaczyć to oczy. Niebieskie, zimne i dzikie. Łudząco przypominające te należące do wilka. Ale to nie był wilk, był to mężczyzna. Owiną silną dłonią delikatną szyję Fin i zasłonił jej usta.  Czuła jego zimny i spokojny oddech na policzku. Poczuła jak jej serce bije gdzieś w okolicy gardła. Nie mogła utrzymać się na nogach o własnych siłach. Po chwili jej  zielone oczy dziwnie zmokły. Widziała bardzo niewyraźnie przez łzy. Przymknęła powieki a po jej policzku spłynęła słona kropelka. Bała się.
-Masz bardzo wysoką skalę głosu.-powiedział niebieskooki mężczyzna. Miał głos niski, zachrypnięty. –Użyczę ci zaszczytu zobaczenia mej twarzy jak obiecasz, że nie będziesz już krzyczeć.-rzucił cynicznie. –Ach, no tak. –dodał zdejmując dłoń z ust Fin. –Zapomniałem. 
Nieznajomy odepchnął dziewczynę od siebie. Ta oparła się ręką szorstkiej i zimnej kory brzozy. Oddychała szybko, poczuła pieczenie w gardle-faktycznie potrafi głośno krzyczeć. Tak bardzo chciała uciec, jednak ciekawość była silniejsza. Wzięła głęboki oddech. Wyprostowała się. Poczuła dziwny smak w ustach, smak strachu. Policzyła w myślach do trzech…raz…dwa…trzy i najszybciej jak mogła odwróciła się aby, kto wie? Może zaskoczyć nieznajomego? Jednak ten stał spokojnie, odziany w ciemną szatę. Opierał się o jedno z zaśnieżonych drzew. Czoło mężczyzny przykrywał obszerny kaptur spod którego widoczne były tylko jaskrawe, niebieskie oczy. Wąskie usta wykrzywił w grymasie. Jego brodę pokrywał około trzydniowy brązowo-siwy zarost. Twarz nieznajomego miała ostre rysy i zniszczoną od mrozu skórę. Przyglądał się jej z zaciekawieniem i rozbawieniem. Fin zakryła usta ze zdziwienia i przerażenia. –Boże, przecież to jest…-
-Zwiadowca!- krzyknęła robiąc parę kroków w tył. Nigdy nie miała jeszcze okazji spotkać, czy nawet zobaczyć zwiadowcę. Właściwie to nikt nigdy ich nie spotykał. Opowiadało się o nich różne historie mniej lub bardziej nieprawdopodobne. Pewien karczmarz opowiadał, że potrafią czytać w myślach. Pani Violetta-kwiaciarka uciekała przed nimi ,bo ponoć chcieli ją okraść. Jednak Fin nie miała przy sobie nic co byłby bardziej cenne od wiadra z resztkami obiadu. Zwiadowcy budzili we wszystkich strach i respekt. Prawie nic nie było o nich wiadomo, prócz tego, że wyręczją barona w brudnej robocie. Byli osnuci tajemnicą, która wzbudzała grozę. Fin wiedziała jednego-nie można im ufać.
-Oj, miałaś nie krzyczeć. – mężczyzna wzniósł oczy ku niebu.-To już chyba normalne, że kobiety krzyczą na mój widok. Tak czy inaczej, często się to zdarza. –uśmiechnął się, ukazując krystalicznie białe zęby. Wyglądał na bardzo zaintrygowanego spotkaniem, zdecydowanie za bardzo biorąc pod uwagę, że Fin ma ledwo  co szesnaście lat i nigdy nie może dosięgnąć do najwyższej półki w kuchni. Może chodzi o jej niespotykaną urodę? Włosy koloru rdzy podkreślały jasną cerę, która prawie zlewała się ze śniegiem. Ale który zwiadowca ujawniałby się, aby popatrzeć na dziewczynkę z sierocińca? Fin przygryzła wargę. Musiała wyglądać żałośnie. Oczy przepełnione strachem, rozczochrane włosy, cieknące łzy po policzkach z nadmiaru adrenaliny i krwawiąca warga. 
-Myślałem, że jesteś trochę wyższa.-powiedział zwiadowca przerywając ciszę. Jego wzrok przeszył ją, wywołując ciarki na karku. Nigdy nie widziała tak zimnych, niebieskich oczu. –Ale skoro tak ma być- wzruszył ramionami. –Ruszamy. –powiedział, odwracając się do niej plecami na których przewieszony był długi i pięknie zdobiony łuk, ze strzałami. W głowie Fin szumiało od natłoku myśli. Nie mogła się odezwać. Ze strachu, nerwów, dezorientacji ? Sama nie była pewna. -Co ten palant sobie myśli?!- zmarszczyła brwi. 
-Nigdzie się nie wybieram.- wydukała. Z jej ust zabrzmiało to bardziej jak pytanie, niż silne postanowienie. Jednak tajemniczy nieznajomy tego nie usłyszał, bo pewnym krokiem ruszył przed siebie podśpiewując pod nosem smętne piosenki. Fin pobiegła za nim, ledwo dotrzymując mu kroku. 
-Nigdzie się nie wybieram. –powtórzyła bardziej stanowczym tonem. Zwiadowca uniósł jedną brew. Nie zatrzymał się, spojrzał tylko na jej przebierające nogi.
-Naprawdę? -zapytał ironicznie, szczerząc zęby. Fin już tak bardzo nie lubiła tego uśmiechu. Zatrzymała się w pół kroku i założyła ręce na piersi. 
-Niegdzie się nie wybieram!- krzyknęła do idącego coraz szybciej mężczyzny. Liczyła na to, że się zatrzyma, będzie ją namawiał. Ale właściwie na co? Gdzie ten wariat w ogóle chce ją zabrać? Zwiadowca zasalutował jej, na pożegnanie i ruszył dalej w głąb lasu. Fin tupnęła nogą ze złości.
-Cholera!- przeklęła pędząc za nim. Nie chciała go zgubić. Co nią kierowało? Może nadzieja, że spotka ją coś nowego. Zobaczy coś nowego. Ciekawość. Głupota. Biegnąc za śladem mężczyzny odgarnęła zwinnie bezlistne gałęzie i wybiegła na zaśnieżoną mała polankę. Rozejrzała się dookoła. Chciała zapaść się pod ziemię. Zgubiła go. Miała taka szansę, żeby stąd uciec. Wszystko przepadało. Jej oczy znowu napełniły się wielkimi łzami. –Nie płacz, głupia.- Usłyszała ruch. Po lewej stronie. Szelest gałęzi. Odwróciła się gwałtownie z nadzieją. Jej oczom ukazało się jedno z najpiękniejszych zwierząt na świecie. Koń. Szedł spokojnie potrząsając czarną grzywą na boki. Jego sierść mieniła się na odcienie szarości zmieszanej z jasnym błękitem. Na ustach Fin namalował się uśmiech. U boku zwierzęcia szedł zwiadowca gładząc go po szyi.
-Myślałem, że nigdzie się nie wybierasz. –powiedział patrząc na dziewczynę z zaciekawieniem. Ta rzuciła mu spojrzenie pełne „złości”, które wywołało uśmiech na twarzy mężczyzny.
-Nazywa się Fado.-powiedział przyglądając się z dumą konikowi, który potrząsał niecierpliwie łbem.
-Co z moimi rzeczami?- zapytała Fin.
-Już spakowane.-odpowiedział zwiadowca poprawiając uzdę wierzchowca. 
-Gdzie? –oczy dziewczyny zabłyszczały. –Oni naprawdę są niesamowici.-powiedziała sobie w duchu czekając z przejęciem na odpowiedź. Mężczyzna przyjrzał się jej z uwagą, marcząc czoło.
-Czy ja Ci naprawdę wyglądam na czarodzieja?- zapytał z powagą mimo tego, że  jego oczy świeciły z rozbawienia. –Masz bardzo ładne ubranka. Nie musisz się dla mnie przebierać.
 Mogła się tego spodziewać. Chciała zapytać co z państwem Rone. Czy nie będą źli? Nie będą się martwić? Jednak bardzo szybko sama sobie odpowiedziała na te pytania, unikając sarkastycznych odzywek towarzysza. O niczym nie wiedzieli i wcale nie będą mieli zamiaru jej szukać. Westchnęła.
-Gdzie chcesz jechać? –zadała pytanie, przyglądając się jak zwiadowca poprawia siodło Fado. Mężczyzna wyprostował się nagle, rozejrzał dookoła jakby kogoś szukał.
 -To nie jest miejsce na takie rozmowy.-powiedział bardzo poważnym tonem. Puknął palcem dwa razy w swoje ucho i wsiadł na konia. –Wariat. Kompletny wariat.-pomyślała Fin przyglądając się zwiadowcy z niedowierzaniem.
-A gdzie mój koń?- zaciekawiła się , widząc, że jej towarzysz jest gotowy do drogi. Pytanie bardzo go rozbawiło. Już nie chciała usłyszeć odpowiedzi.
 -Twój koń?- roześmiał się. –Będziesz biec za nami –powiedział.
-Nie ma mowy! –zaprotestowała Fin czując jak buzuje w niej złość. Miała ochotę zrzucić go z siodła i zmazać mu z twarzy ten irytujący uśmieszek.
 -Ciężko jest mi sobie wyobrazić jak biegniesz przed nami. –dodał spoglądając w niebo. –Ruszajmy Avis. Zanim dopadnie nas noc.
***
Ufff, skończone. Koniecznie napiszcie czy się podoba i co myślicie o tajemniczym bohaterze, który się pojawił w tym rozdziale :). Salut.